Wstęp do etapu VII (napisany 21.06.2021)

Rowerowa pogoda zachęca do odświeżenia wspomnień z Pirenejów. Kolej na etap VII, który jak do tej pory okazał się najbardziej wyczerpujący z powodu długości i sumy przewyższeń. Kolejny raz w tej podróży przejechaliśmy z Francji do Hiszpanii, żeby zaraz wrócić do Francji. Pirenejskie drogi często przecinają granice. Wszystkie cztery przełęcze tego etapu wielokrotnie znajdowały się na trasie Tour de France. Mój koszmar, Col de Mente aż 19 razy. Ta przełęcz zajmuje 256 miejsce na światowej liście najpopularniejszych wspinaczek rowerowych. To bardzo wysokie miejsce biorąc pod uwagę, że pozostałe z tego dnia są gdzieś ok. miejsca 4000. Publikując kolejne strony dziennika zaniechałem umieszczania zdjęć mapek naszych odcinków, bo były słabo czytelne. Są dwie bardzo ciekawe strony, gdzie można znaleźć profile podjazdów i mapki topograficzne. To www.climbbybike.com i www.cyclingcols.com . Col de Mente jest znana z nieprzewidywalnej pogody. My też nie mieliśmy najlepszej. W czasie Touru zdarzały się burze, potoki wody i błota na jezdni. W 1971 na tym podjeździe w strugach wody walczyli dwaj najlepsi kolarze tamtych czasów – niepokonany Eddy Merckx i jego najpoważniejszy konkurent Luis Ocana. Merckx przewrócił się na zjeździe, Ocana upadł na niego. Merckx się pozbierał i pojechał dalej, w końcu wygrywając cały wyścig. Na Ocanę wpadli następni kolarze. Jego obrażenia były na tyle poważne, że został zabrany helikopterem do szpitala. Na podjeździe na Col de Mente znajduje się pomnik upamiętniający to zdarzenie. Luis Ocana po zakończeniu kariery nie dał sobie rady z utratą sił i postępującym nowotworem, i w 1994 popełnił samobójstwo mając 49 lat. Polecam doskonały artykuł o tym kolarzu: https://naszosie.pl/2020/05/17/luis-ocana-kolarz-przeklety/ .

Luis Ocana po upadku na Col de Mente

Zapraszam do lektury naszych zmagań na Col de Mente i pozostałych podjazdach.

Zdjęcie mówi wszystko

Etap VII zapisany 27.06.2007

Bagneres-de-Luchon – Seix

Dzisiaj zaczynam pisać właściwie o 23-ej. Mamy za sobą najdłuższy i najcięższy z dotychczasowych etapów. Bagneres de Luchon do Seix przez cztery przełęcze. Razem 120 km i 2900 m podjazdów. Zaczynamy jak zwykle bardzo wcześnie. Przed siódmą już szykujemy śniadanie i pakujemy bagaże. Niestety jak zwykle zajmuje to dużo czasu. O 9:30 wyjeżdżamy na trasę. Początek jest bardzo zimny. Rano temperatura na campingu wynosiła 11 stopni. Jesteśmy ubrani w ciepłe rzeczy i kurtki. Prosto z Bagneres zaczynamy podnosić się na Col du Portillon (1320). Startujemy z 620 metrów, przełęcz ma 1320 m co oznacza 700 m do góry. To jest do wjechania na odcinku 9,5 km. Pogoda zaczyna się poprawiać, robi się na tyle ciepło, że rozbieramy się z ciepłych ciuchów. Na przełęczy już normalnie, zimno. Robimy zdjęcia i w dół, do Hiszpanii. Po paru chwilach otwiera się wspaniały widok na dolinę Garonny. To jakby gigantyczny rów wyrżnięty w olbrzymich górach. Dno doliny, tam gdzie zjeżdżamy, jest na 700 metrach. To oznacza, że miasteczko Bossost widzimy jak na makiecie z wysokości 600 m. Widok z drogi zjazdowej daje pojęcie o głębokości doliny, bo rów ograniczony jest zboczami gór przekraczających wysokość 2200 metrów. Na dole w miasteczku, w miejscu włączenia się w drogę międzynarodową z Saragossy do Tuluzy grupa policjantów z długą bronią, z jednej strony steruje ruchem na skrzyżowaniu, z drugiej wygląda na blokadę drogi. Wzdłuż środkowej linii ustawione są słupki uniemożliwiające wyprzedzanie. Policjantka z lufą karabinu sięgającą do kolan wnikliwie przygląda się wszystkim przejeżdżającym. My z biegiem Garonny posuwamy się w kierunku Francji. Droga opada, ale mamy bardzo silny przeciwny wiatr. Tak jakby ktoś pchał olbrzymie masy powietrza tym gigantycznym rowem w wielkim masywie górskim. To jedyne miejsce na dzisiejszym etapie, gdzie temperatura przekracza 20 stopni. Wiatr potęguje jednak uczucie chłodu. Po długim odcinku szosowym w dużym ruchu dojeżdżamy do miejscowości St. Beast, gdzie nasza droga skręca na Col de Mente (1349). Jesteśmy zaledwie na 500 metrach. Mamy do góry 850 m na 9 kilometrach. Droga natychmiast staje dęba. Zaczynają się stopnie, które mają po 14-15% nachylenia. Dołączam tę przełęcz do najgorszych podjazdów. Przoduje Iraty, która drugiego dnia pozbawiła nas sił. Zaraz za nią Col de Marie Blanque, z nachyleniami do 19% i maratonem.

Przekrój podjazdu na Col de Mente

Na Col de Mente dziadek usiłuje nas namówić na jakieś jedzenie w barze, ale my twardo pchamy się do przodu. Zjeżdżamy 600 m na 7 kilometrach do miejscowości Couledoux, skąd po 3,5 km odgałęzia się droga na Col de Portet d’Aspet. Przełęcz niby niewysoka bo 1069 m, ale my stoimy na początku podjazdu, na 600 metrach i mamy przed sobą ponad 450 m na 4,5 km. To kolejny dzisiaj horror. Droga cały czas wznosi się monotonnie stromo. W połowie doganiamy rowerzystę, który z ciężkimi (lub tylko dużymi) sakwami drapie się do góry na triplu (potrójna przekładnia z przodu). Kiedy widzimy go z daleka jeździ zakosami przez całą szerokość drogi. Też mi się to zdarzało szczególnie drugiego i trzeciego dnia.

Kompletnie umordowani wyciągamy się na przełęcz. Stąd w dół i dość długi odcinek odpoczynkowy do początku podjazdu na ostatnią dzisiaj przełęcz Col de la Core. Przed podjazdem na Col de la Core postanowiliśmy jednak coś zjeść w przydrożnym barze. Reklamy prowadziły do miejscowości St. Lary. Tu zjazd w boczną uliczkę za znakami i znajdujemy się przed historyczną oberżą, w której, a jakże , o tej porze nie ma nic do jedzenia. Pijemy jednak gorącą herbatę i zagryzamy naszymi kanapkami i żelami energetycznymi.

Podjazd na Col de la Core (1395) też jest długi. Wreszcie nachylenie rozłożone jest na długim dystansie. Najgorsze średnie nachylenie na kilometrze to 7,5%. Wolno pokonujemy te 850 metrów do góry. Droga jest już zupełnie pusta. Dzisiaj ruchu turystycznego w ogóle prawie nie było, podobnie mało było kolarzy. Kiedy wyjeżdżamy na przełęcz w chmurze (10 stopni) jest godzina 18-ta. Col de la Core przypomina trochę Salmopol. Długie podjazdy przez las, nie za dużo serpentyn, krajobraz beskidzki, gdyby nie wysokość przełęczy i gór nas otaczających.

Przekrój podjazdu na Col de la Core

Gratulujemy sobie z Leszkiem na przełęczy udanego dnia. Sprawdzam licznik, suma podjazdów 2900 metrów. Spadamy do miejscowości Seix, gdzie dziadek już znalazł camping. Po 9 godzinach od wyruszenia jesteśmy na miejscu.

Codzienny rytuał mycia, odpoczynku, obiadu urozmaiciło wykonane przeze mnie pranie. Niestety źle nastawiłem program w suszarni i nie wiem, czy do jutra to wszystko mi wyschnie. Temperatura zewnętrzna o 23:00 to 14 stopni. Ciekawe czy nad Morzem Śródziemnym też taka będzie.

Miasteczko Seix
Bungalowy na campingu Haute Salat w Seix
Statystyka etapu VII

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *